Dziękujemy za skontaktowanie się z nami. Wkrótce odezwiemy się do Ciebie

Ups, coś poszło nie tak..Spróbuj później

Skopiowano do schowka!

KOSZYK ZOSTAŁ WYPEŁNIONY PRODUKTAMI Z TWOJEGO POPRZEDNIEGO ZAMÓWIENIA

Ethiopia Samii Nensebo Refisa #1

Jestem Świder, często też znany jako Paweł Świderski, a jakiś czas temu byłem znany i nie wiem czy tak dalej jest, jako najsmutniejszy barista w Polsce. W trakcie swojej kawowej przygody trwającej już blisko 5 lat nie raz znalazłem się w gronie finalistów mistrzostw Polski głównie w dyscyplinach związanych z kawą przelewową. Na co dzień stacjonuję w najbardziej wietrznej miejscowości w Polsce, czyli w Kołobrzegu gdzie pracuję jako kierownik kawiarni Coffeedesk.

Do rzeczy!
Będę tutaj raz w czas się pojawiać ze swoimi przemyśleniami, testami, degustacjami i zdegustowaniem może też ale mam nadzieję, że to ostatnie jak najmniej. ;)

No i przechodzimy po raz kolejny do rzeczy. ;) Na pierwszy strzał poleci moja recenzja kawy.
Paczkę z ziarenkami prawie niezwłocznie po wypale i mam ją u siebie od kilkunastu dni i za każdym razem kiedy ją zaparzę zaskakuje mnie coraz bardziej i coraz milej!

O jakiej kawie mówię?

Jest to myta świeżynka z Etiopii, dokładnie z regionu Nensebo ze stacji myjącej Refisa. W paczuszce znajdziemy dwie odmiany botaniczne czyli Kurume i Wolisho, których drzewka rosły na wysokości ok. 1950 m.n.p.m. Czyli generalnie patrząc na te dane wszystko daje nam całkiem przyzwoity obraz ziarenek speciality. ;) Do tego muszę napomknąć, że kocham myte kawy za ich delikatność i soczystość, dlatego ta kawa jeszcze bardziej skradła moje rzekomo smutne serduszko.

No ale ile można opowiadać o ziarenkach, przejdźmy do konkretów!

Kiedy po raz pierwszy otworzyłem paczkę z tą kawą od razu poczułem bardzo przyjemny kwiecisto -cytrusowy aromat. Intensywność tych zapachów przypomniała mi mój pierwszy dzień za barem kiedy to w temacie kawy byłem całkowicie zielony otworzyłem swoją pierwszą paczkę kawy i była to właśnie kawa pochodzenia Etiopskiego. Łezka w oku się kręci.

No i w tym miejscu znajdzie się pewna dygresja apropos tej kawy.
Żyjemy w czasach kiedy co druga palarnia nazywa się speciality i produkuje kawę wysokiej jakości. Generalnie speciality staje się mocno powszechne i to z jednej strony bardzo dobrze bo zaczynamy zwracać uwagę na problemy osób najbardziej odpowiedzialnych za produkcję naszego ulubionego napoju, czyli farmerów. No ale zawsze jest jakieś ale. W tym wypadku ale jest takie, że coraz częściej te kawy są po prostu pospolite. Niezapadające w pamięć. Inaczej jest w przypadku tej Etiopii. Jest taka, jaka kawa speciality powinna być wyraźna, pełna w smaku i pozostająca na długo w pamięci i jeśli pojawi się okazja to zaopatrzę się w jeszcze kilka opakowań tego ziarna.

"I prawda jest taka, że im prościej zaparzycie tą kawę tym lepsza wyjdzie."

I przyszedł ten magiczny moment parzenia. Zaparzyłem oczywiście zgodnie z zasadą, którą będę wyznawał pewnie do końca swoich baristycznych dni, a brzmi ona „Nie ma lipy tylko dripy”. I prawda jest taka, że im prościej zaparzycie tą kawę tym lepsza wyjdzie. To jest kolejny element, który bardzo lubię w kawie, która po prostu sama w sobie jest pyszna. Nie trzeba kombinować z zaparzeniem, sztukami magicznymi i voo doo nad dripperem, po prostu zalewamy naraz i się robi samo. Dokładnie tak zrobiłem i byłem szczęśliwy jak małe dziecko kiedy dostaje ulubioną zabawkę. Dlatego zachęcam do niekombinowania i szukania jak najprostszych rozwiązań jeśli chodzi o parzenie kawy i w tym wypadku metoda Scotta Rao jest chyba najlepszym wyjściem.
A po zaparzaniu cała gama smaków i aromatów wypełniła mój kubek z napisem, który czasem mnie okłamuje, a napis głosi „Jest Fajnie” i fakt, kiedy piję w nim dobrą kawą jest tak jak napis mówi. W aromacie przede wszystkim przebijały mi się kwiaty, mandarynki i czarna herbata. Jeśli chodzi o smak wyodrębniały się smaki przypominające sok z ananasa, skórkę pomarańczy i znów czarną herbatę. Posmak był długi i słodki jak mleczna czekolada i maślane ciastka.

Sumując moją całą wypowiedź, pełną wtrąceń, które pewnie tylko mnie bawią, jest to kawa bardzo złożona, pełna wartości, które należy wypatrywać w kawie speciality. Bo jest to speciality pełną gębą i chciałbym żeby na rynku pojawiało się więcej właśnie takich kaw.

Póki co to chyba tyle ode mnie!
Spodziewajcie się, że będę tu wbijał jak zły.
Albo jak to mówi moja żona – jak dzika kuna w agrest.


Paweł Świderski,

w branży znany jako Świder albo Smutny Świder. W kawie tapla się od 2015 roku. Finalista wielu kawowych konkurencji, w tym 2 vice mistrz Polski Brewers Cup 2019. Wyznawca przelewów, antytalent latte art, prywatnie muzyk, fotograf i miłośnik przyrody.

 

Newsletter

Bądź na bieżąco z naszymi nowościami i ofertami specjalnymi